Czy istnieje tu pod ziemią pozaziemska stacja kosmiczna, oddziałująca na pole magnetyczne? Czy chodzi o inne nieokreslone moce? Hipotez jest wiele, żadna nie ma potwierdzenia. Babia Góra, co potwierdzi wielu, to jedna z najbardziej tajemniczych gór w Polsce. Potwierdzają to tragiczne zdarzenia z udzialem samolotów, których przyczyn zaistnienia nie ustalono.
Jedna z głośniejszych katastrof lotniczych w powojennej Polsce miała miejsce 2 kwietnia 1969 roku. Na zboczu Plicy rozbił się samolot PLL LOT - turbośmigłowy An-24 SP-LTF . W wyniku tego wypadku mierć poniosły 53 osoby. Katastrofa nad Zawoją odbiła się szerokim echem i wywołała szereg wątpliwości. Nie było wiadome, dlaczego piloci zboczyli z kursu, przez co zahaczyli o zbocze Policy. Wiele było hipotez co do powodów i przebiegu, ale tej jednoznacznej i głównej nigdy nie ustalono. Pośród pasażerów, którzy zginęli w tym wypadku, znajdował się między innymi znany językoznawca prof. Zenon Klemensiewicz.
Skąd taki kierunek?
Lot odbywał się z warszawskiego Okęcia do Krakowskich Balic. Nie trzeba dogłębnej znajomości geografii Polski by wiedzieć, że okolice Zawoi nie znajdują się na tej trasie, a znacznie dalej na południe. Odtworzenie feralnego lotu wskazywało na to, że w którymś momencie załoga straciła orientację co do położenia samolotu. Podawali przelot nad Jędrzejowem, gdy byli już nad Krakowem.
Co na pokładzie?
Jednostką kierował kapitan Czesław Doliński. Był doświadczonym pilotem, ale sekcja zwłok wykazała w jego przypadku bliznę pozawałową i świeży zawał w dolnej ścianie serca. Krążyły pogłoski, że właśnie w dniu lotu kapitan uskarżał się na ból w klatce piersiowej. Domniemano więc, że członkowie załogi zajęli się cierpiącym dowódcą i wtedy stracili orientację w terenie. Ekspert specjalnie powołanej komisji, Stanisław Milewski, stwierdził jednak, że stan zdrowia pilota nie miał wpływu na katastrofę. Potwierdził zawał, ale jednocześnie wykazał, że w chwili wypadku obaj piloci żyli i byli na swoich miejscach.
Inny wątek
Przez wiele lat potem powracała hipoteza o nieudanej próbie porwania samolotu. Sugerowałoby to nastawienie jednego z urządzeń na radiolatarnię w Wiedniu. Tłumaczyłaby ta hipoteza również lot samolotu na pułapie, na którym nie był wykrywany przez radary. Służba Bezpieczeństwa nie znalazła jednak pośród pasażerów przypuszczalnego porywacza. Ostateczny wniosek Głównej Komisji do Spraw Badania Wypadków Lotniczych mówił, że piloci po prostu się zgubili, wykonując potem polecenia radaru.
Przed sądem
Prokuratura postawiła zarzuty nieumyślnego spowodowania katastrofy trzem kontrolerom lotów z Balic. Uruchomili oni radar, który nie został formalnie wprowadzony do eksploatacji, bo nikt nie był przeszkolony do jego obsługi. Poza tym, sam producent radaru miał wątpliwości co do jego przydatności w tych warunkach, ponieważ urządzenie było stosowane do określania... pozycji statków na morzu. W czerwcu 1970 r. postępowanie wobec kontrolerów umorzono na podstawie amnestii, jaką uchwalono z okazji 25-lecia manifestu PKWN. - Potem dostali paszporty i wyjechali na Zachód. Na miejscu katastrofy – na Policy - stoi pomnik, upamiętniający ofiary owianego tajemnicą lotu. Widnieją na nim 53 nazwiska pasażerów i załogi samolotu. Ich bliscy wciąż nie znają klarownych przyczyn. Sprawa jednak się przedawniła. Postępowanie mógłby wznowić IPN, jednak musiałby posiadać przesłanki, że doszło do zbrodni komunistycznej.
Nowsze dzieje
Niedaleko Policy, bo już na zboczach samej Babiej Gór,y miała miejsce bliższa nam czasowo tragedia. Do wypadku awionetki doszło rano 23 maja 2013 roku. Samolot leciał z Poznania do Bratysławy. Ratownicy GOPR otrzymali sygnał z Urzędu Lotnictwa Cywilnego, że z radaru zniknęła awionetka. Wskazywano teren od góry Żar po Babią Górę. To ogromny obszar. GOPRowcy zrobili wywiad lokalny i ustalili, że do tragedii doszło na północnym stoku Babiej Góry, w pobliżu szlaku Perć Akademicka. Tylko ratownicy GOPR byli w stanie tam dotrzeć. Na miejscu znaleźli rozbity samolot i trzy zwęglone ciała. Za przyczynę wypadku uznano złe warunki atmosferyczne. W związku z tragedią zamknięto żółty szlak turystyczny przez Perć Akademików, ponieważ zalegały w jej pobliżu elementy wraku. Przy tej okazji powstał też problem z transportem tych części na dół, w celu przebadania. Władze Babiogórskiego Parku Narodowego nie zgodziły się, by odbywało się to drogą lądową. Kierowały się groźbą zbyt dużych zniszczeń zasobów przyrodniczych. Do przetransportowania drogą powietrzną było 1,1 tony materiału, a najcięższe fragmenty – silniki - ważyły po 150 kg. Śledczy zwrócili się więc o pomoc do wojska, jednak po wstępnej próbie przedsięwzięcie okazało się dla wyznaczonych w tym celu jednostek zbyt trudne i pozostałości po awionetce kilka miesięcy zalegały w pobliżu szlaku.