Wczoraj spor żywieckiego Grojca na całe miasto znów rozlegała się muzyka, a może raczej jej fragmenty. Szalał Zenek Martyniuk z zxespołęm Akcent i swoimi disco-polowymi hitami. I znów niektórzy mieszkający w okolicy osiedli żywieckich w tej części miasta są niezadowoleni.

To co się odbywa– festiwale, koncerty, występy – ma miejsce z reguły w lecie, w Amfiteatrze Pod Grojcem. I pojawia się druga strona imprezowego medalu. Wydarzenia te najczęściej trwają do późnych godzin wieczornych lub nocnych, drażniąc mieszkańców uciążliwym hałasem.
Słychać nawet na osiedlach
Wieczorom weekendowym prawie we wszytskie dni lata w dzielnicy osiedli: 700-lecia, Parkowe, Młodych, zawsze towarzyszy jednostajny łomot. Jeżeli nawet w amfiteatrze odgrywana są bardziej wysublimowane dźwięki, to między bloki dociera waśnie i dokładnie łomot. Warto zwrócić uwagę, że to najgęściej zaludniony obszar miasta. Nie tylko o ludzi chodzi. Zwierzęta również w popłochu przemykają pod murami. Mowa o sezonie letnim, kiedy to z uwagi na wysoką temperaturę w domach i mieszkaniach otwiera się okna, a dźwięk roznosi się bardziej, niż kiedykolwiek. Niewielkim pocieszeniem może być to, że ostatnio jakby zaniechano, albo przynajmniej zmniejszono częstotliwość szumnych zakończeń wszelakich festiwali. Dobrych kilka lat temu, w prawie każdą niedzielę około północy strzelały petardy i sztuczne ognie, rozdzierając swoim blaskiem i hukiem osiedlową przestrzeń.
A bliższa okolica?
Tak jest w dzielnicy osiedlowej. Pamiętajmy, że tuż nad amfiteatrem i nieco z boku jest sporo budynków jednorodzinnych. Tam te efekty muszą być znaczne zwielokrotnione. Pod Grojcem przecież jest nie tylko amfiteatr, ale też scena boczna o zupełnie innej akustyce. Niektórzy swój problem postanowili nagłośnić na sesji Rady Miejskiej. Można było na niej usłyszeć, że według nich to nie żadna kultura, a zwyczajne „rykowisko”. Problemem zresztą jest nie tylko hałas, ale też niedostateczne oddzielenie obszaru, na którym odbywają się te imprezy, od przylegającej dzielnicy domów jednorodzinnych. Obok hałasu ma też miejsce huczna zabawa i nawet załatwianie swoich potrzeb fizjologicznych.
Temat nie jest nowy
Problem z akustyką w okolicach amfiteatru poruszany był już od dawna. Dlatego też stanęła scena boczna. Budowa nowego amfiteatru kosztowała 16 mln zł, jednak inwestycja okazała się nie do końca trafiona właśnie przez powyższy problem. Co gorsza akustyka nie jest odpowiednia nawet dla widzów w samym obiekcie. W 2015 roku burmistrz Antoni Szlagor mówił, że podejmowane będą kroki w kierunku oprawienia funkcjonalności tego miejsca. Już wtedy wokół widowni zamontowano dodatkowe ekrany, co poprawiło nieco akustykę. Miały być też, według ówczesnej zapowiedzi, montowane specjalne siatki pochłaniające dźwięk. Jednak ich nie zamontowano, a w następnym sezonie letnim pojawił się temat innego rodzaju sprzętu nagłaśniającego i jego rozmieszczenia. Sceptyczni wobec takiego pomysłu byli jednak specjaliści w tej dziedzinie.
Co na to władze obecnie?
Najwyraźniej zapowiadanych w ubiegłych latach kroków nie podjęto lub okazały się nieskuteczne. Jakkolwiek uciążliwość dla sąsiedztwa to jest niewątpliwa, to sprawa nie jest prosta, spotykają się tutaj różne racje. Hałas hałasem, ale wspólnego świętowania społeczność również łaknie, gdzieś takie imprezy muszą się odbywać. Podkreślił to Antoni Szlagor na niedawnej konferencji prasowej, stwierdzając, że przecież te imprezy i taka rzesza przewijających się ludzi mogą być dla sąsiedztwa atutem, który można wykorzystać dla celów zarobkowych. W podobnym tonie wypowiedział się przy okazji przywoływanej sesji przewodniczący Rady Miejskiej w Żywcu Krzysztof Greń. Uznał to za problem, którego najprawdopodobniej nie uda się rozwiązać, z uwagi na rozbieżne oczekiwania różnych grup społecznych - mieszkańców chcących spokoju, społeczności chcącej rozrywki i zabawy oraz organizatorów imprez, chcących czerpać z nich zysk.
W piątek Pod Grojcem szalał Zenek Martyniuk, a dziś Dni Żywca.