Jak się ma kultura w naszym mieście? Trudno o jednoznaczną odpowiedź, gdyż jest kwestią gustów, o których podobno od starożytności się nie dyskutuje. Przywołując klasyka, choć kontekst może nie w pełni trafny, to też kwestia smaku. U nas, bardziej chyba smakowania. Kwaśnicy, oscypka, a i zasługująca na księgę guinessa jajecznica się w obrębie tej kultury znajdzie.

Najlepiej jest, gdy można odpowiedzieć: każdy znajdzie coś dla siebie. Ale czy rzeczywiście? Ciekawe było zestawienie wydarzeń w dziale „kultura”, w jednym z portali internetowych, którym patronowała główna jednostka o kulturę w mieście dbająca – MCK: Wielkie Disco, Powitanie Lata z Sylwią Grzeszczak, Koncert Zenka Martyniuka. Czy naprawdę nas nie stać na coś więcej, jakieś wyższe loty, czy może taka to pora roku, wymuszająca wspomniane zestawienia? Fakt, jesteśmy miastem ledwie powiatowym, gdzieś w „dziurze mapy” i nieco z dala od głównych arterii. Wskazać można jednak podobnej skali miejsca, gdzie odbywają się imprezy lotów znacznie wyższych, a których nie wymienię kolejny raz, by nie być nudnym. Można również w tym miejscu podywagować nad priorytetem podaży lub popytu, posiłkując się terminami ekonomicznymi. Czy taka jest oferta, bo takie są gusta i to lubimy, czy uczestniczymy w tym, co się nam oferuje z przyczyn pozamerytorycznych? I jak daleko jest do wymarzonego w ekonomii punktu zetknięcia się tej podaży z popytem w połowie drogi?
Ano, stać nas na coś więcej, nawet dużo więcej. Jak głosi komunikat Miejskiego Centrum Kultury, zawita do Żywca Operetka Kijowska, dając popis w Amfiteatrze pod Grojcem już 15 lipca. Chwała oczywiście organizatorom za tak szczytny fakt i inicjatywę. Zastanawiające jednak, gdyż wydaje się być występ operetki planowanym wydarzeniem kulturalnym z zupełnie przeciwległego bieguna względem Zenka Martyniuka, a więc dla odbiorców już o bardzo wysublimowanym smaku. Może nawet za bardzo, jak na „dziurę mapy”. Kolokwialne pół biedy, że bilety na to wydarzenie są w zupełnie przystępnej cenie – 39/45 złotych, w odróżnieniu od dawnych koncertów w ramach MCK dla równie wysublimowanych gustów, Sikorowskiego, Turnaua czy Bajora, kiedy to ceny oferowano bajońskie. Może mały koszt biletu przyczyni się do poznania czegoś innego i podniesienia oczekiwań?
Takie dwa bieguny, a gdzie jest środek? Obija się gdzieś pomiędzy odbywającym się raz w roku i chyba niewiele z miastem Żywiec w sensie inicjatywy i planowania mającym wspólnego „Męskim Graniem”, a kilkoma innymi faktami - również pojedynczym w skali roku „Żywieckim Suwakowaniem”, na którym – w związku prawie tygodniowym harmonogramem i mnogością typów wystąpień – rzeczywiście każdy lub prawie każdy znajdzie coś dla siebie, choc nie jest to wydarzenie miejskie. Na szczęście zatem są puzony, chciałoby się napisać. Przebije się gdzieś czasem, przez mass media i opinię publiczną działalność domów kultury i innych im podobnych organizacji, a spacerując po mieście natrafić można na dawne już trochę lata świetności „3 fali”. W ujęciu ilościowym i tak wydaje się to wszystko przegrywać z dolną amplitudą omawianej sinusoidy. Co ciekawe, bo według pierwotnej definicji demokracji, umownego środka jest najwięcej. Może to już nieaktualne?