Kolejny raz bardzo późnym latem można było nam żywieckich ulicach natrafić na osobliwego pielgrzyma. Co temu sprzyja? Pora roku, niewątpliwy urok naszego miasta, klimat polityczny? Bo chyba nie szczególna potrzeba takiej działalności w porównaniu z innymi miastami.
Finałem wiecu z udziałem Henryki Krzywonos – Strycharskiej, kilka tygodni temu, było przejście pielgrzyma z krzyżem, Mieczysława Wociala z Elbląga, o czym można przeczytać TUTAJ. Jeśli natomiast w minionym tygodniu kogoś przy ul. Dworcowej zdziwiła muzyczka, specyficzne trąbienie i niemniej oryginalny wehikuł, był to Krzysztof Krzyżanowski, określany mianem ewangelisty na rowerze. Pan Krzysztof ma 53 lata. Pochodzi z Mazur, a obecnie mieszka a Anglii. Tam, jako ewangelista uliczny, odwiedził 200 miast, a w Polsce – jak sam twierdzi, już 300. Obecnie głównie podróżuje na południu kraju. Trochę podobnie jak Wocial - pomiędzy miejscowościami porusza się samochodem. Będąc już w wybranym miejscu, wyciąga swój specyficzny sprzęt jeżdżący i nim porusza się po centrach miejscowości. To rower z głośniczkami, obłożony z tyłu tabliczkami z religijnymi hasłami. Oczywiście są też ulotki, rozdawane płyty kompaktowe, nagabywanie ludzi na ulicy. Dlaczego?
- Jestem chrześcijaninem od 30 lat. Pan Jezus Chrystus położył mi głęboko na sercu to bym uświadamiał ewangelicznie ludzi na ulicy - mówi pan Krzysztof.
Trzeba przyznać, że Krzyżanowski bardzo szybko przechodzi do swoich konkretów:
- Dlaczego to robię? Chrystus powiedział do swych uczniów….
Uliczny ewangelista posiada podobno żonę i czwórkę dzieci. Nie uczestniczą one ednak w dziele ewangelizacyjnym, Krzyżanowski robi to sam. Można i tak. Nie tylko według znanego hasła: rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady lub rzucić wszystko i wyjść po chleb.