Powoli opadają emocje doznane podczas X. Festiwalu Górskiego Adrenalinium. Zachęcamy do zatrzymania się w tej atmosferze i przeczytania rozmowy z jednym z gości festiwalu, Adamem Bieleckim.

Michał Cichy: Tytuł Twojej prelekcji w ramach Adrenalinium brzmiał „Od Beskidów do Himalajów". Jak się zachowały te Beskidy w Twojej pamięci i świadomości, skoro potem były tak spektakularne góry jak Himalaje?
Adam Bielecki: W Beskidach się wszystko zaczęło. To pierwsze góry, w jakich byłem, jeszcze w brzuchu mojej mamy. Później wielokrotnie najpierw z rodzicami, potem z siostrą a pod koniec podstawówki samodzielnie wracałem w Beskidy. Szczególnie lubię Beskid Żywiecki. Takie moje ulubione miejsca to: Krawców Wierch, Wielka Rycerzowa, cały szlak graniczny w stronę Wielkiej Raczy. To są rejony, które mam schodzone wszerz i wzdłuż. Powiem więcej. Do swojej pierwszej wyprawy na „siedmiotysięczny Pik Lenina, trenowałem zimą w pustych Beskidach. Wtedy nikt tu jeszcze nie chodził na biegówkach, czy na skitoruach, o rakietach śnieżnych – nikt w Polsce nie słyszał. No i tak przedzierałem się w stronę Pilska przez 3 dni, w skorupach, na azymut, na przełaj. Myślę, że tak naprawdę była to świetna szkoła survivalu. Warunki bywały całkiem trudne i myślę, że te godziny torowania w śniegu po pas były świetnym treningiem.
MC: A sama iskra do wspinaczki? Czy gdzieś konkretnie zaistniała, w Beskidach mało na to miejsc?
AB: Tak naprawdę nie wiem, skąd się wziął ten pomysł na bycie himalaistą. Po prostu od dziecka chciałem zostać wspinaczem. Moi rodzice są wytrawnymi turystami górskimi, natomiast nie mam w domu tradycji wspinaczkowych, jednak musiałem zapalać takim pragnieniem czy to ze względu na zdjęcie, jakie widziałem, czy film. Trudno mi teraz powiedzieć dlaczego 8-latek zapragnął zostać himalaistą. W każdym razie bardzo szybko zacząłem czytać książki na ten temat i na pewno ta literatura w jakiś sposób formowała też te moje marzenia i sprawiła, że bohaterami mojego dzieciństwa byli himalaiści.
MC: Czy jakaś książka szczególnie zapadła w pamięć?
AB: Było tego dużo. Pierwszą książką, jaką przeczytałem, były „Niepotrzebne zwycięstwa" Lionela Terraya. Potem już poszło. Czytałem całą klasykę poczynając od Wawrzyńca Żuławskiego, Janka Długosza, po takie klasyki literatury światowej jak: „Moje góry" Waltera Bonattiego, czy też „Mój pionowy świat" Kukuczki.
MC: I nie odpychały, nie zrażały Cię częste w nich elementy trudności, czy nawet porażki?
AB: Żeby wejść na ośmiotysięcznik, trzeba być bardzo wytrwałym i upartym. Żeby wejść na niego zimą, trzeba być upartym razy dwa. Tak naprawdę wydaje mi się, że w ogóle by osiągnąć sukces w sporcie, czy w życiu, najważniejsze jest to, jak my reagujemy na porażki. Nie da się cały czas osiągać sukcesu. Powiem nawet, że ja więcej się uczę na porażce. Jeżeli wszystko poszło, jak miało pójść, nie ma nic do poprawienia. Jeśli coś poszło nie tak, możemy wyciągnąć wnioski i poprawić. Nauczyć się czegoś i w przyszłości nie popełniać tych samych błędów. Myślę, że w ogniu porażek wykuwa się swój sukces.
MC: Jak znajdujesz i odbierasz samotność w trakcie wspinaczki? To dla Ciebie bardziej trudność czy przyjemność?
AB: Ja lubię być sam na sam z własnymi myślami. Co więcej, uważam że piękno wspinania też na tym polega, że w pewnym momencie nie liczy się nic więcej oprócz tych kilku metrów ściany przed nami. Dla mnie wspinanie jest taką czynnością, podczas której osiągam stan flow. Jestem w takiej bańce, w której ginie czasoprzestrzeń i nie dotyczą mnie przez moment te wszystkie problemy, które występują tutaj na dole. Dla mnie jest to stan inspirujący, pożądany, oczyszczający. Lubie taką samotność. W ogóle myślę, że każdy z nas powinien mieć jakąś formę aktywności, która w taki stan nas wprowadza. Jeśli ktoś ma pasję, to powinien się jej trzymać i pielęgnować ją.
MC: Określasz się jako profesjonalny sportowiec i udaje Ci się tutaj najwyraźniej łączyć aspekt sportowy z czymś bliższym emocjom i duchowości?
AB: Chodzenie po górach to bardzo złożona sprawa. Nie da się zawrzeć jej w trzech zdaniach. Zarówno aspekt sportowy jak i eksploracyjny, duchowy, międzyludzki, czy też estetyczny współwystępują. Wszystkie one są istotne i razem składają się na całokształt, jakim jest wspinanie.
MC: Jesteś z wykształcenia psychologiem. Czy zaistniało jakieś sprzężenie? Wybrałeś ten kierunek po jakichś refleksjach i doświadczeniach w górach lub bycie psychologiem w czymś Ci pomaga n wysokościach?
AB: Nie. Raczej nie łączę wspinania z psychologią. Nie widzę związku przyczynowo skutkowego. Może gdzieś ta psychologia daje mi większą łatwość dogadania się z ludźmi. Na pewno osoby, które chodzą po górach to ludzie twardzi, uparci. Być wiedza psychologiczna pozwala mi lepiej dogadywać się z ludźmi, ale nie mam pewności, że tak jest.
Adam Bielecki (ur. 1983 w Tychach) - wspinacz, himalaista, absolwent psychologii na UJ. Jego siostra – Agnieszka Bielecka – również jest himalaistką. Jako pierwszy zdobył w zimie Gaszerbrum I i Broad Peak. Zdobył też K2 i Makalu oraz wiele szczytów w niższych pasmach górskich 9blisko 100 wejść). Wraz z Dominikiem Szczepańskim jest autorem książki o sobie samym pt. „Spod zamarzniętych powiek”.